Rodzina. Jak uszyć patchwork

RODZINA. JAK USZYĆ PATCHWORK

Artykuł ukazał się w magazynie PANI NR 03(303)/Marzec 2018

„Nie opuszczę cię aż do śmierci” – obiecujemy. A potem rozwodzimy się, znowu zakochujemy, wchodzimy w kolejne związki. I pewnie wszystko byłoby nieco prostsze, gdyby nie dzieci. To im musimy stworzyć nowy, stabilny dom. Ale jak to zrobić?

Kaskaderzy – tak członków rodzin patchworkowych nazywa pewien znany psycholog. I dodaje, że o ile ci profesjonalni są świetnie przygotowani do ryzyka i świadomi niespodzianek, które mogą się po drodze pojawić, o tyle skok w rodzinę patchworkową na ogół odbywa się bez jakiegokolwiek spadochronu ratowniczego. A statystyki nie pozostawiają wątpliwości: w Polsce żyje około miliona „zrekonstruowanych” rodzin i będzie ich przybywało.

Popatrzmy na dane: w 2016 roku zostało zawartych 193 tysiące małżeństw, a rozwiodło się 64 tysiące. Badania nie obejmują ludzi z niesformalizowanych związków, którzy też mają dzieci i też się rozstają. Te osoby często zakładają nowe rodziny, zazwyczaj z partnerami z tzw. rynku wtórnego, i tworzą wielopoziomowe patchworkowe systemy. Do rozmowy o tym skomplikowanym, ale coraz bardziej powszechnym modelu rodziny, jakim jest patchwork, zaprosiliśmy ekspertów. Nasza dyskusja wywołała wiele emocji…

Sposób, w jaki rozstajemy się z poprzednim partnerem, ojcem lub matką naszych dzieci, w dużej mierze decyduje o tym, czy nasza nowa rodzina będzie miała szansę stać się udanym patchworkiem.

Kasia jest po rozwodzie. Michała poznała, kiedy jej dzieci miały 7 i 10 lat, a on wychowywał nastoletniego syna. Rok temu urodziła im się córka. Były mąż? Wyjechał do Anglii w poszukiwaniu pracy, tam poznał inną kobietę, wzięli ślub. Dzieci do taty jeżdżą raz w roku, na wakacje, on zazwyczaj przyjeżdża na święta. Wtedy w domu Kasi jest mnóstwo ludzi, bo wpadają jeszcze jej rodzice: mama, samotna, i tata z córką z nowego związku, w wieku córki Kasi.

Ustalenie, kto koło kogo usiądzie, bywa kłopotliwe, ale jakoś muszą się dogadywać. To scenariusz z happy endem, jednak patchworkowych wariantów jest tyle, ile rodzin. Nie wszystkie łatwo jest pozszywać. Kluczowa jest kwestia, jak rozstajemy się z poprzednim partnerem – ojcem lub matką naszych dzieci, bo właśnie to w dużej mierze decyduje o tym, czy nasza nowa rodzina będzie miała szansę stać się udanym patchworkiem.

– U nas rozwód zazwyczaj wiąże się z gigantycznym konfliktem i paleniem mostów. A przecież tak nie musi być. W takich krajach jak Niemcy czy Norwegia ludzie rozwodzą się być może nie w przyjaźni, ale bez specjalnej nienawiści. Już w latach 90. niemiecka socjolożka Elisabeth Beck-Gernsheim przeprowadziła badania, które pokazują, że tworzą się tam silnie rozbudowane środowiska socjalizacyjne. Czyli takie, w których dzieciaki z poprzednich związków spędzają wspólnie czas, a rodzice, nawet jeśli są sobie niechętni, to dla ich dobra starają się poukładać wzajemne relacje – mówi socjolog Tomasz Szlendak, profesor z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.

– Tymczasem u nas byli partnerzy często nie stronią od ostrych zachowań i tylko „przerzucają” między sobą dzieci. Im niżej na drabinie społecznej, tym większe konflikty, bo nie ma tzw. kultury rozstania – kontynuuje socjolog – Kilka dni temu siedziałem w pociągu z panią Grażyną i panią Bożeną. Rozmawiały o sytuacji rodzinnej swojej koleżanki: otóż ta kobieta ma trzyletnie dziecko i jej były „gach” (tutaj nastąpiła seria epitetów opisujących pana), zabrał dziewczynkę w góry. Więc zaczęły się zastanawiać, jak on, w końcu tylko facet, może sam opiekować się dzieckiem. Konkluzja była taka, że na pewno ma nową babę i to ta baba będzie się dziewczynką zajmowała. Uznały, że to okropne.

Stereotyp o rozwodzie jest taki: on ma 40-50 lat, kryzys wieku średniego i młodszą kochankę, dla której porzuca rodzinę. A jaka jest prawda? – Ponad 95 proc. rozwodów następuje na wniosek kobiety. I to niezależnie od kraju – informuje Szlendak. – Mężczyźni, jeśli z jakiegoś powodu są niezadowoleni ze swojego małżeństwa, to dla świętego spokoju i tak w nim tkwią. A gdy angażują się w inny związek, ciągną go na boku. To kobiety znacznie częściej decydują się na radykalne kroki.

Podstawową sprawą podczas rozwodu jest uporządkowanie wszystkich spraw finansowych. Bez tego trudno rozpocząć nowy rozdział.

Renata wzięła ślub, gdy miała 23 lata. Szybko pojawiły się dzieci. Nie pracowała, bo dobrze zarabiający mąż chciał, żeby w stu procentach poświęciła się rodzinie. Kiedy dowiedziała się, że on ma kochankę, cały ten poukładany świat się zawalił. Zażądała rozwodu. Ale mąż, zanim odszedł, przepisał firmę na rodziców, dom na siostrę. Oficjalnie nie miał żadnych dochodów, sąd zasądził minimalne alimenty, których on i tak nie płaci. Dzieci też widuje niechętnie. Do tej pory jest wściekły na eksżonę, że nie przymknęła oka na zdrady, a potem ułożyła sobie życie z innym.

– W moim gabinecie na co dzień spotykam się z sytuacjami, w których nienawiść do byłego partnera jest silniejsza niż miłość do dzieci. Czasami to mija, innym razem nie. Agresja często przechodzi w destrukcję. W takiej sytuacji trudno liczyć na wsparcie drugiego rodzica w budowaniu patchworku – zauważa Paweł Maciaszek, terapeuta i mediator rodzinny, dyrektor fundacji Rozwód? Poczekaj! – Pracuję z mężczyznami w kryzysie okołorozwodowym i tutaj scenariusze bywają straszne. Kobiety w ramach zemsty potrafią zakładać byłym mężom Niebieską Kartę czy sprawy prokuratorskie – stwierdziła.

A Tomasz Szlendak dodaje: – Matki często i skutecznie uniemożliwiają ekspartnerom i ich rodzinom kontakt z dziećmi. Psycholog społeczna i coach Małgorzata Kałaska, która prowadzi warsztaty dla rodziców samodzielnych i patchworkowych, protestuje stanowczo: – Mogłabym podać przeciwstawne przykłady z mojej praktyki, ale wolałabym mówić raczej o konflikcie z perspektywy rodzica bliskiego, czyli obciążonego codzienną opieką, i tego odległego, tęskniącego. I to nie rozdzielając tych ról według płci, bo to się zmienia, co najlepiej widać w modelu opieki naprzemiennej. Nas zastanawia jednak co innego: czemu w Skandynawii czy Niemczech ludzie potrafią rozstać się z klasą, a w Polsce rozwód to walka?

– To jest spowodowane przede wszystkim jakością życia i tym, że tam pensje są cztery razy wyższe. Rozstania są łatwiejsze, kiedy nie trzeba walczyć o alimenty – mówi Tomasz Szlendak. A Paweł Maciaszek dopowiada: – Jeśli rodzica stać na więcej i chce zapłacić, to proszę bardzo, ale nie ma tutaj żadnej walki, nie ma puszczania kogoś w skarpetkach, bo go nienawidzę. Rodzic zobowiązany do płacenia alimentów ma prawo zatrzymać ze swojego dochodu kwotę na swoje utrzymanie i utrzymanie kolejnych swoich dzieci. Nasz system prawny, niestety, jest wadliwy i pozwala na niszczenie partnera.

Magdalena Śniegulska, psycholog i psychoterapeutka, profesor Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, też często spotyka się w swoim gabinecie z chęcią zemsty. – Wielokrotnie słyszę: wszystko straciłam/straciłem, zawalił mi się świat, więc zrobię wszystko, żeby on/ ona też się z tego nie podniósł/podniosła.

Dopiero wtedy będzie sprawiedliwość. Najgorzej, jeśli pojawia się chęć pokazania dziecku, że ten drugi rodzic jest zły. Bo co ono ma zrobić z taką informacją? – pyta. – Jeśli dziecko widzi walczących rodziców, to czuje konflikt lojalności i niepewność przyszłości, a te starsze tracą też wiarę w szczęśliwą miłość. Wielu potrzebuje terapeuty od razu lub potem, jako człowiek dorosły – dodaje Małgorzata Kałaska. Jednak Magdalena Śniegulska się z tym nie zgadza: – Ja bym tak daleko nie szła. Powiem teraz coś niepopularnego, ale dzieci niejedno wezmą na barki i pójdą z tym w świat.Siłą patchworku jest to, że mogą spotkać dorosłego, który pomoże im dźwigać ciężar naładowany do tego plecaka przez innych dorosłych. Macocha czy ojczym nie mają zastępować rodzica, ale czę- sto stają się kimś bliskim. Osobą, z którą rozmawia się na tematy, na które z tatą czy mamą nie można. Część psychologów twierdzi, że zanim zaczniemy zszywać patchwork, konieczny jest minimum dwuletni detoks. Tyle czasu potrzebujemy, żeby wystudzić buzujące emocje. A co, jeśli po dwóch latach wciąż nie mamy poukładanych spraw finansowych z byłym partnerem?

Czy istnieje wtedy szansa, że walkę o majątek odłożymy na bok i dla dobra dzieci zaczniemy budować szczęśliwą rodzinę zrekonstruowaną? – Moim zdaniem to niemożliwe. Bo co się stanie, jeśli ja zdecyduję się na dziecko z nową partnerką, a była żona w tym samym momencie wystąpi o podwyższenie alimentów? Konflikt gwarantowany. Na dłuższą metę patchwork będzie funkcjonował tylko wtedy, gdy ekspartnerzy osiągną równowagę – stwierdza Maciaszek.

W patchworku nie ma miejsca na myślenie „jakoś to będzie”. Gdy się na niego decydujemy, to powinniśmy ułożyć plan i ustalić, na jakich zasadach ma funkcjonować nowa rodzina.

Marian po rozstaniu z żoną związał się z młodszą kobietą, Olą, która mieszkała z dorastającą córką. Nie podobały mu się metody wychowawcze, które stosowała wobec dziewczyny jego partnerka, i często to okazywał. A nastolatka buntowała się przeciwko temu, że Marian się wtrąca – uważała, że tylko biologiczny ojciec ma prawo zwracać jej uwagę. Tarcia przybierały na sile i w końcu wszyscy mieli dość napiętej atmosfery w domu. Marian się wyprowadził.

Wojciech Eichelberger w książce „Patchworkowe rodziny…” porównuje wejście w taki układ do kolizji dwóch transatlantyków. Na każdym z nich jest już ugruntowany system rodzinny, z różnymi rytuałami, a teraz te dwa okręty, połączone przerzuconą przez burtę liną, próbują płynąć razem. Ale członkowie załogi często mają różne zdanie na temat obranego kursu i zwyczajów, które powinny panować na pokładzie.

– To trafne porównanie, ale ja widzę patchworkową parę jak spotkanie dwóch gór lodowych. Czubki, które wystają ponad poziom wody, mogą pasować, ale to, co pod powierzchnią, jest dużo szersze i powoduje zderzenia lub co najmniej tarcia. Zakochani mogą nie zauważać, że ich dzieci nie podzielają entuzjazmu dla nowego życia, że są jeszcze w żałobie – zaznacza Małgorzata Kałaska. – W patchworku nie ma miejsca na „jakoś to będzie”. Jeśli się na taki układ decydujemy, to powinniśmy ułożyć plan i ustalić, na jakich zasadach ta nowa rodzina ma funkcjonować. I przeznaczyć dużo czasu na komunikację, na rozmowy. A tylko 30 proc. par rozmawia przed wspólnym zamieszkaniem o tym, jak będą wspólnie wychowywać dzieci. Reszta zakłada, że miłość wszystko załatwi. A to błąd – stwierdza psycholożka.

A Paweł Maciaszek dodaje: – Pary, wchodząc ze sobą w relację, o wielu ważnych sprawach, na przykład o pieniądzach, nie rozmawiają. Boją się, że to psuje obraz pięknej miłości. – A mnie denerwuje w założeniu Eichelbergera to, że te dwa transatlantyki muszą się zderzyć. Poszukując partnera, zazwyczaj szukamy kogoś podobnego do siebie, o analogicznej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Dlatego prawdopodobieństwo, że wejdziemy w relację zbliżoną do poprzedniej, a co za tym idzie, o pokrewnym modelu budowania rodziny, jest wysokie – uważa Tomasz Szlendak. Jeśli to prawda, to skąd bierze się w nas przekonanie, że chociaż za pierwszym razem nie wyszło, to za drugim czy trzecim na pewno się uda? Uczymy się na błędach czy może łatwo wpadamy w stare schematy zachowań? – Kolejne związki często bywają triumfem nadziei nad zdrowym rozsądkiem. Jeśli nie umiem grać w tenisa, to czy nowa rakieta sprawi, że będę lepszym zawodnikiem? Albo zmiana kortu? Niestety nie. Pewne niesprzyjające tworzeniu relacji mechanizmy są w nas głęboko zakorzenione i dlatego nowe związki często do złudzenia przypominają te wcześniejsze – uważa Paweł Maciaszek.

Brzmi pesymistycznie, ale na szczęście jest sposób, żeby nie popełniać dawnych błędów. – Pewne rzeczy trzeba po prostu przepracować. Jeśli jeden czy drugi związek mi nie wyszedł, to najpierw powinienem się zastanowić, co takiego nie zadziałało i jaki był w to mój wkład. Należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteśmy gotowi wejść w patchwork, bo tam odpowiedzialność jest o wiele większa niż w tradycyjnej rodzinie – mówi terapeuta.

Często wmawiamy sobie, że powinniśmy pokochać dzieci partnera i czujemy wyrzuty sumienia, jeśli nam się nie udaje. Ale należy pogodzić się z tym, że do nie swoich dzieci nigdy nie będziemy czuć tego co do własnych.

Monika jest związana z Wojtkiem już dziesięć lat. Od pięciu mają syna Adasia. Ale Wojtek ma też prawie dorosłą córkę z poprzedniego małżeństwa. Codziennie po pracy, zanim wróci do domu, jeździ odwiedzić swoją dawną rodzinę. Zabiera też byłą żonę i córkę na wakacje, odwiedza je w Wigilię. Monika jest coraz bardziej zazdrosna nie tylko o eksżonę, ale też o córkę. I czuje się z tym źle, bo przecież jest jej macochą, zastępczą matką. Ile wytrzyma?

– Najgorsze, co można zrobić w patchworku, to porównywać wspólne życie z poprzednim życiem rodzinnym partnera. Macochy pytają: „Dlaczego on dla mnie nie robi tego, co dla niej kiedyś?”. Albo: „Kiedy on zadba o naszą rodzinę tak, jak dba o tamte dzieci?” – mówi Małgorzata Kałaska. Ale Tomasz Szlendak protestuje: – Badania temu przeczą. Wynika z nich, że mężczyźni najwięcej inwestują w dzieci, które mają z aktualną partnerką. Najprościej mówiąc: im bardziej kochają, tym wię- cej z siebie dają. Więc jeśli ktokolwiek w tym układzie przegrywa, to tylko była partnerka i jej dzieci. Budując nową rodzinę, często wmawiamy sobie, że z automatu powinniśmy pokochać dzieci partnera i czujemy wyrzuty sumienia, jeśli to się nam nie udaje. Ale czy słusznie? Być może należy się pogodzić z tym, że do nie swoich dzieci nigdy nie będziemy czuć tego, co do własnych.

– Nam się często wydaje, że relacje buduje się zero-jedynkowo. Jest wszystko albo nic. A przecież nie musimy dziecka partnera kochać, wystarczy, że wysyłamy komunikat: akceptuję cię i szanuję, nie zrobię ci nigdy krzywdy i będę walczyć o twoje prawa, ale to nie jest bardzo bliska relacja, bo ja nigdy nie zastąpię ci mamy.

I to jest znacznie bardziej cenne niż sztuczna, wymuszona miłość – podkreśla Magdalena Śniegulska. W patchworku zawsze na pierwszym miejscu należy stawiać dobro dzieci. Nie wolno przerzucać na nie swoich problemów, a sprawy dorosłych trzeba załatwiać między dorosłymi. Tak powinno być, ale praktyka często jest od takiego scenariusza daleka. Bo dzieci nie żyją w bańce i widzą, co dzieje się w ich rodzinach. Nierzadko to właś- nie one przyjmują na siebie rolę negocjatorów.

– Dziecko, żeby przerwać rodzinną awanturę, potrafi się nawet rozchorować, bo wtedy rodzice zawieszają broń. Dlatego w terapii nastolatków za cel stawiamy sobie to, żeby umiały powiedzieć: to jest wasza sprawa, dajcie mi spokój, ja mam swoje problemy, szkołę – opowiada Śniegulska. – Według badań, dzieci patchworkowe źle się czują, gdy polubią macochę, nawet wtedy, kiedy ich matka chętnie współpracuje z eksmężem, a ich ojcem. Wobec ojczymów ten konflikt lojalności jest mniej dotkliwy. Rolą dorosłych jest stworzyć taką atmosferę, żeby dziecko mogło o tych rozterkach opowiedzieć – mówi Małgorzata Kałaska.

Im większa grupa społeczna, do której dziecko ma poczucie przynależności, tym większa satysfakcja z życia. Im więcej osób do kochania, tym lepiej.

Natalka, lat pięć. Jej rodzice są po rozwodzie, oboje w nowych związkach. Bawi się w piaskownicy z Lilianą, również pięciolatką, dzieckiem z tradycyjnej rodziny. W pewnym momencie Natalka z dumą i satysfakcją wykrzykuje do koleżanki: „A ja mam dwóch tatów! I dwie mamy! A ty masz mniej!”. Dzieci w patchworku może być sporo. Czasem tylko jedna strona je ma, czasem obie, a jeszcze częściej pojawiają się również wspólne dzieci. To spaja rodzinę czy raczej prowadzi do rywalizacji? – Dzieciom łatwiej się między sobą dogadać, bo często nie mają tak silnych emocji jak rodzice. Ale kiedy widzą, że jedno z nich jest faworyzowane, wtedy pojawia się problem. Jest też element zazdrości, na przykład: „Mój tata mieszka z tobą cały czas, a ze mną jest tylko w weekendy”. To może być trudne. Ale pocieszająca wiadomość jest taka, że z badań nad jakością życia dzieci wynika, że im większa grupa społeczna, do której dziecko ma poczucie przynależności, tym satysfakcja jest wyższa. Im więcej osób do kochania, tym lepiej. Patrząc z tej perspektywy, patchwork daje naszym dzieciom szansę na szczęśliwsze życie – twierdzi Magdalena Śniegulska.

– Przyszedł do mnie kiedyś pewien tata i powiedział: „Byłem fatalnym mężem. Jak patrzę na moje małżeństwo z byłą żoną, to widzę, że zachowywałem się koszmarnie. Ale jak mi pani powie, co robię źle, to postaram się już tak nie postępować. I ten człowiek zbudował nową, udaną relację. Rozmawiałam potem z jego dziećmi i powiedziały mi, że uwielbiają spędzać czas z ojcem i jego nową partnerką, bo ich dom jest spokojny, nie ma w nim awantur. Dzięki temu zrozumiały, że można stworzyć dobrą relację z drugim człowiekiem. A Małgorzata Kałaska dodaje: – Patchwork to jest ogromne wyzwanie, ale jeśli uda się nam go uszyć, to dzieci widzą, że rodzice co prawda się rozwiedli, podzielili dom oraz kredyt na pół, ale pomimo to wciąż ze sobą rozmawiają. Taki patchwork uczy otwartości i dialogu ponad uprzedzeniami.

Dekalog rodziny patchworkowej

  • W relacjach z dziećmi obowiązuje zasada 3 x „nie”: nie wtajemniczamy ich w konflikty między dorosłymi, nie obciążamy problemami i nie wpędzamy w poczucie winy.
  • Na pewno warto rozstać się z klasą i zachować dla siebie szacunek. To pomaga w tworzeniu patchworku.
  • Wzajemna nienawiść niszczy rodzinę. Dla dobra dzieci warto się dogadać.
  • Rozmowa to podstawa. Dobrze stworzyć w domu atmosferę, która sprzyja otwartości
  • Wyciągnijcie wnioski, dlaczego nie udał się poprzedni związek. By nadal nie popełniać tych samych błędów.
  • Kluczem do udanego patchworku jest elastyczność. Najważniejsza jest sztuka kompromisu.
  • Budując patchwork, już na początku ustalcie, na jakich zasadach macie razem funkcjonować.
  • Wchodząc w nowy związek, musimy zaakceptować przeszłość partnera.
  • Nigdy nie wolno porównywać swojego związku do poprzedniego życia rodzinnego partnera.
  • Nie musimy kochać dzieci partnera, bo nie mamy im zastępować matki czy ojca. Wystarczy, że będziemy je akceptować i szanować.

MONIKA STUKONIS
PANI/NR 03 (303)/ MARZEC 2018